Rogaliki nazwałam szybkie, ponieważ nie trzeba czekać, aż drożdże urosną. Mam też inny przepis na rogaliki, ale podam go przy innej okazji. Przepis dostałam od siostry, z tego, co się orientuję, pochodzi ze strony wielkiezarcie.com. Te polecam, wszystkim smakują.
Składniki:
- 10 dag drożdży
- 1 szklanka oleju
- 5 żółtek
- 2 szklanki mleka
- 3/4 szklanki cukru
- 1/4 kostki masła
- 1 kg mąki pszennej
Wykonanie:
Żółtka utrzeć z cukrem. Dodać pokruszone drożdże i olej, miksować aż się rozpuszczą. Następnie wlać ciepłe mleko i rozpuszczone masło oraz wsypać mąkę. Wyrabiać ciasto dłońmi aż przestanie się kleić. Odstawić do wyrośnięcia - rośnie bardzo szybko. Odrywać porcje, rozwałkować koło i wycinać 8 trójkątów. Położyć nadzienie na środek i zawijać, formować rogaliki. Piec do zrumienienia w temp. 175 stopni. U mnie - z konfiturą różaną.
Pewnego sobotniego popołudnia zostaliśmy z mężem zaproszeni na ognisko do naszych bliskich znajomych. Cieszyliśmy się bardzo, że nareszcie gdzieś możemy razem pójść, bo ostatnio w ogóle nie mamy dla siebie czasu. Mąż pracuje, po pracy pomaga rodzicom w gospodarstwie, ja cały swój czas poświęcam synkowi.
Pojechaliśmy do miejscowości Tokary, która już graniczy z Białorusią, to ok. 20 km od nas. Wieś ma ciekawą, ale smutną historię. Kiedy wyznaczano nowe granice Polski i Białorusi, została podzielona na dwie części, polską i białoruską. To i krótka historia cerkwi, znajdującej się niedaleko, jest opisane na tablicy informacyjnej, znajdującej się tuż przy granicy obok wejścia na teren cerkwi. Co nieco jest napisane o tym w wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Tokary_(wojew%C3%B3dztwo_podlaskie) Od razu sprostuję: nie jestem do końca pewna czy cerkiew na leży jeszcze do Tokar czy już do Koterki, są różne opinie. Nie sprawdziłam jeszcze tego. Ale potocznie i uogólniając mówimy: "Jedziemy do Tokar!"
Te zdjęcia są zrobione ok. rok temu, już tak nie wyglądam ;) Mąż zamiast fotografować zabytki, wolał mi robić zdjęcia :) na razie wstawiam dwa, ale obiecuję uzupełnić i wstawić więcej.
Miejsce idealne na tego typu imprezy - dużo zielonej przestrzeni, wiejskie powietrze, obok urocze podlaskie drewniane domki, spokój. I co najważniejsze - doborowe towarzystwo. Pogoda dopisała, chociaż w oddali błyskało. Deszcz zaczął padać dopiero bardzo późnym wieczorem, ale gospodarze byli gotowi na taką ewentualność i wszyscy szybko przenieśliśmy się do garażu. Bawiliśmy się świetnie. Piekliśmy kiełbaski, śpiewaliśmy piosenki polskie, ukraińskie, białoruskie i rosyjskie. Jeszcze nie znam wszystkich, ale moje ulubione śpiewałam na całe gardło: m. in. Czerwona ruta, Koń, Lublu cygana Jana, Tapala (Червона рута, Конь, Люблю цыгана Яна) i wiele innych przyśpiewek. Dziewczyny przygotowały sporo jedzenia, nie zdążyłam wszystkiego spróbować, niestety. Ale nie byłabym sobą, gdybym pojechała z pustymi rękami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz